Sunday, May 06, 2012

No comments

Enfoncer la dent de sagesse.

Jak ja nienawidzę jak mnie coś boli.
No tak, nikt nie lubi. (pozdrawiam masochistów)
Ten pieprzony ząb mądrości akurat sobie przypomniał o swoim istnieniu w czasie matur.
Jakiś znak?
Przecież się uczę. Ładnie się uczę. Matematyki.
Czasem tylko mam ochotę wyrzucić książkę przez okno. I rzucić się sama.
Ale przecież nie zdenerwuje mnie jakieś tam minus iks plus pięć.
W wartości bezwzględnej.

Jako że widać moją maturalną ekstazę domyślił się już każdy, że zdałam.
Hurra ja.

Nie, nie rysuję.
Moja ręka wystarczająco wysiada od pisania.
Mój kręgosłup również. Zna już chyba każdą pozycję kamasutry od ciągłego jej zmieniania.
I na oknie, i pod oknem, i na łóżku, i pod łóżkiem, i na biurku, i pod nim. Nawet pod balkonem.
Nie, sąsiedzi dziwnie nie patrzą widząc wystające z okna nogi.

I jeszcze ten ząb.
Oczywiście odporny na wszystko.
Weź ketonal. Wzięłam. Nie działa.
Płucz szałwią. Płukałam. Nie działa.
Pij ciepłą herbatę. Piłam. Nie działa.
Nawet jeść nie mogę, z czego pewnie moja fałda brzuszna jest niezadowolona, bo a nuż się zmniejszy.
Głupia bym była jakbym wierzyła w to.
Tak, wierzę.

A teraz idę dalej trzaskać wyznaczanie, udowadnianie i szukanie.
Niech chłopak będzie dumny, że nie ma głąba na utrzymaniu.
Bo nierówności już umiem.

Muzyka.. Była. Ale coś się wyłączyła.

Friday, April 13, 2012

No comments

Faites-moi sortir d'ici.

Ja pierdolę.
Samo się ciśnie na usta i myśli.
Nie, nie jestem wulgarna.
Ja wyrażam dobitnie jak bardzo nienawidzę tej szkoły.
Jeszcze ze 2-3 miesiące temu nic do niej nie miałam.
Teraz zbieram kanistry, będzie ognicho ze szkoły.
No bo jak można dręczyć tak maturzystów??
Rzućmy pracę, wyrzeknijmy się rodziny, nie jedzmy, nie pijmy, nie palmy, nie śpijmy, nie oddychajmy - UCZMY SIĘ!
Miłosz, kurna!
Damn.

Jak tylko ogarnę Ryszarda, to mam gdzieś to skażone niewolą miejsce.
Jak najdalej stamtąd. Oprócz matur. I egzaminu.
Więcej mnie tam nie zobaczą, nawet będę wybierać drogę naokoło, żeby przypadkiem nie przejeżdżać tamtędy.
A co potem? Hmm. Za daleka przyszłość. Najbliższy tydzień zadecyduje czy mamusia mnie nie spakuje i zmieni zamki.
Ale przecież zdam.
W końcu to ja.
Albo nie zdam.
Bo to ja.
Mój pech mnie kocha.

Nie wiem czy tak Rysiek na mnie działa, czy ta szkoła, czy pogoda, czy dom, czy pewna kłótnia czy moja fałda brzuszna, ale w ogóle nie mam humoru.
Chyba wszystko naraz.
Jak skończę szkołę to mam wrażenie, że będzie od razu lepiej.
Bo inaczej spowoduje u mnie nerwicę, chyba że to już nastąpiło.


Ej, to takie dziwne, kumplujesz się z kimś jakiś czas.
Dobrze wam się gada i to wszystko.
A nagle przez wybuchowość jednego, znajomość się sypie.
Jakieś takie kruche te wszystkie wartości dzisiaj.

Znowu bez rysunków. Ja już nie mam nawet siły spać, a co dopiero rysować.
Po wyrwaniu się z tego getta szkolnego, wrócę do swoich bazgrołów.

Na marnym głośniku laptopo coś czego słucham nałogowo (dzięki Mani!):
Phaeleh - Unwanted feat Anneka.

Sunday, March 04, 2012

No comments

Mais le fond.

Jak to człowiek w jeden wieczór się sentymentalny może zrobić.
Z racji iż spać nie mogę robię porządek w muzyce.
(Skąd się wzięło 6 tysięcy piosenek?!)
Znalazłam folder z piosenkami, które ściągałam do 6-7 lat temu.
Co niektóre to wstyd, że znam coś takiego.
Ale inne..
Wspomnienia są zapisane w muzyce, której się słucha.
Wystarczy jeden kawałek, a przypominasz sobie jeden dzień, jedną godzinę, jedno wydarzenie..
Choć niektórych rzeczy nie chce się pamiętać.
Miło sobie powspominać stare czasy.
I like it.

Tak po za tym tonę w książkach, zeszytach, notatkach.
Tak, matura nadchodzi wielkimi krokami.
Egzamin zawodowy też.
A nauczyciele i tak swoje. Bo przecież ich przedmioty są najważniejsze.
Ja nie wiem czy oni żyją przeświadczeniem, że my nie musimy jeść, spać i mieć odrobiny wolnego?
Czy, że jak tylko otwieramy rano oczy to naszą pierwszą myślą jest "ciekawe, czego się dzisiaj nauczę? mam nadzieję, że to będzie rzecz tak cholernie trudna, że będę mogła spędzić nad nią kilka nocy, oł yeah."
Nie, naszą pierwszą myślą o 5 rano (u szczęściarzy o 6) jest "ja pierdolę".
Jeść też musimy.
Spać niekoniecznie jak widać w moim przypadku.
Ale trochę czasu wolnego też by się przydało.
Hmm, ja mogę sen zastąpić czasem wolnym. To jest myśl.

Nie wiem czy kogoś to zasmuci. (a zapewne nie)
Dziś nie ma żadnego rysunku.
Ewentualnie mogę wrzucić postać Reginy na szubienicy.
Ale nieważne.

Po za tym, jestem z siebie dumna.
Wymyśliłam tezę dla swojego jakże zacnego tematu.
Artysta jako bohater literacki.
Jestem bogiem mojej matury ustnej.
Czego nie można powiedzieć o egzaminie zawodowym.
Jeśli chodzi o teorię to leżę i kwiczę.

Nawet odchudzić się nie mam czasu.
A zresztą, na co mi to.
Jeszcze zdążę.
Nie?

A żeby jeszcze żebym nie zawiodła pewnej osoby, która narzeka, że za dużo piszę o swoim kocie.
Mój spaślak spasł się bardziej niż typowy spaśnięty kot.
Nie wiem czy on ma świadomość tego jak wygląda.
Wczoraj wzięłam go na dwór.
Byliśmy 5 minut. Albo i 4.
A martwiłam się, że mi smycz potrzebna.
Nie oddalił się ode mnie na odległość przekraczającą 30 cm.
A to ptaki przeleciały, a to chłopiec przeszedł, a to - broń Boże - wiatr zawiał.
Po 5 minutach wskoczył na mnie przerażony, wczepił się pazurami w bluzę, popatrzył wielkimi oczami i z niemożliwie szybko bijącym sercem uświadomił mnie, że ma dość.

A teraz proszę państwa idę spać, jutro próbna matura z polskiego!
Regino nie zawiodę cię.
Dobranoc.

Na głośnikach.
Playlista z połowy mego życia.

Monday, January 16, 2012

1 comment

hey, para el Bachillerato años ..

Studniówka, raz!
Chciała bym ją znów przeżyć, kto mnie zabiera za rok na swoją?
Czas do niej wśród biegania, załatwiania i przygotowywania tak wolno mijał.
Tyle pracy na jedną noc.
Efekt niesamowity. I zabawa udana.
Ale sama studniówka przeszła za szybko.
Nie obyło się bez wódki, kłótni, tańców i migdalenia po kątach (te spóźnienie na zdjęcia..).
Czekam, aż dostanę zdjęcia w swoje łapki.

Mój tryb życia ostatnio to kawa, szkoła, chłopak, spać, kawa, szkoła, spać, kawa, chłopak, spać.
(zamiennie).
Na rysowanie czasu brak.
Jedynie wrzucam architekturę rysowaną do szkoły dla mojego Nierysującego.

Patrząc na mojego kota, zastanawiam się, po co ludziom zwierzyńce w domach - psy, koty.. Wystarczy szczekający kot z ADHD, czyli taka bestia jak ta, która siedzi na mojej drukarce i warczy na książki.
Jak stwierdził mój ojciec "jak rodzina wariatów, to i kot normalny być nie może".
To potwór nie kot, ostatnio wydawał odgłosy przypominające szczekanie w celu przestraszenia małego kundelka znajomego.
Po za tym aportuje, reaguje na gwizdanie i "do nogi", wita w drzwiach, liże po twarzy, idzie przy nodze, nawet pożera monstrualne ilości jedzenia, jak jakiś brytan. Co 5 dni go ważę, za każdym razem waga pokazuje 10 dag więcej.
Niedługo skali mi zabraknie.
Typowo kocie cechy posiada.
Mruczy jak się go głaszcze, głośno, jak mały silnik. Ale mruczy.
Potrafi miauknąć. Jak mu się na ogon stanie. W innych przypadkach warczy.
Jest wredny. W ciągu minuty od posprzątania kuwety, trzeba to robić na nowo.
Biega za piłeczką. Nieważne, że przynosi w pysku z powrotem jak pies.
Mleczko pije. Pół litra dziennie.

Może zakończę, bo zachowanie Franka mnie przerasta.

Jakość ssie, bo robione telefonem i w kiepskim świetle.



A słucham wymiennie:
Reflekt - Need to feel loved
Masta Mic - Feel so good