Friday, April 13, 2012

No comments

Faites-moi sortir d'ici.

Ja pierdolę.
Samo się ciśnie na usta i myśli.
Nie, nie jestem wulgarna.
Ja wyrażam dobitnie jak bardzo nienawidzę tej szkoły.
Jeszcze ze 2-3 miesiące temu nic do niej nie miałam.
Teraz zbieram kanistry, będzie ognicho ze szkoły.
No bo jak można dręczyć tak maturzystów??
Rzućmy pracę, wyrzeknijmy się rodziny, nie jedzmy, nie pijmy, nie palmy, nie śpijmy, nie oddychajmy - UCZMY SIĘ!
Miłosz, kurna!
Damn.

Jak tylko ogarnę Ryszarda, to mam gdzieś to skażone niewolą miejsce.
Jak najdalej stamtąd. Oprócz matur. I egzaminu.
Więcej mnie tam nie zobaczą, nawet będę wybierać drogę naokoło, żeby przypadkiem nie przejeżdżać tamtędy.
A co potem? Hmm. Za daleka przyszłość. Najbliższy tydzień zadecyduje czy mamusia mnie nie spakuje i zmieni zamki.
Ale przecież zdam.
W końcu to ja.
Albo nie zdam.
Bo to ja.
Mój pech mnie kocha.

Nie wiem czy tak Rysiek na mnie działa, czy ta szkoła, czy pogoda, czy dom, czy pewna kłótnia czy moja fałda brzuszna, ale w ogóle nie mam humoru.
Chyba wszystko naraz.
Jak skończę szkołę to mam wrażenie, że będzie od razu lepiej.
Bo inaczej spowoduje u mnie nerwicę, chyba że to już nastąpiło.


Ej, to takie dziwne, kumplujesz się z kimś jakiś czas.
Dobrze wam się gada i to wszystko.
A nagle przez wybuchowość jednego, znajomość się sypie.
Jakieś takie kruche te wszystkie wartości dzisiaj.

Znowu bez rysunków. Ja już nie mam nawet siły spać, a co dopiero rysować.
Po wyrwaniu się z tego getta szkolnego, wrócę do swoich bazgrołów.

Na marnym głośniku laptopo coś czego słucham nałogowo (dzięki Mani!):
Phaeleh - Unwanted feat Anneka.